30.03.2024, g. 20:00
La Liga (Hiszpańska Primera Division)
FC Barcelona vs Las Palmas
Do meczu pozostało:
11dn.16godz.43min.
11.30 X5.25 29.50 Odbierz 330 zł i typuj na eFortuna.pl Zarejestruj konto
Transmisja na żywo

Trzy potknięcia Barcy

Trzy potknięcia Barcy

Ależ niesamowicie emocjonująca jest końcówka obecnego sezonu La Liga. Początkiem roku wydawało się, że wszystko jest pozamiatane, potem wręcz przeciwnie. W grze pozostały aż cztery zespoły, które zachowywały szanse na tytuł mistrzowski. Bukmacherzy z Betclic zacierali ręce bo niespodzianka goniła niespodziankę, Barcelona raz za razem komplikowała swoją drogę do tytułu, gubiąc kolejne punkty.

Kilka miesięcy temu można było powiedzieć, że tytuł mistrzowski w tym sezonie wyląduje w Madrycie. Jednak nie na Santiago Bernabeu, a na niedalekim Wanda Metropolitano. Tam bowiem swoje spotkania rozgrywa obecnie zespół Diego Simeone. Tym czasem w kolejnych kolejkach jego zawodnicy zaczęli sobie robić pod górkę i zamiast mistrzowskiej autostrady do tytułu, rozpoczęła się kręta i wyboista dróżka. Nagle do gry włączyli się odwieczni rywale – FC Barcelona oraz Real Madryt. Co ciekawe jeszcze do niedawna w grze pozostawała czwarta do brydża FC Sevilla. Obecnie jednak podopieczni Julena Lopeteguiego tracą na dwie kolejki przed końcem sześć punktów do lidera. Z pewnością jednak czwarte miejsce w tabeli nie jest dla ekipy z południa Hiszpanii żadną ujmą i w nagrodę jesienią zobaczymy ją w rozgrywkach elitarnej Ligi Mistrzów.

Wracając jednak do wielkiej trójki. Kilkanaście dni temu wydawało się, że karty będą rozdawać Katalończycy. Odrobili oni straty do Atletico i mieli całkiem korzystny układ spotkań. Można było mieć nadzieję, że ten sportowo średni sezon będzie jeszcze do odratowania. Pierwszym, małym kroczkiem ku temu miało być spotkanie na własnym obiekcie z Granadą. Gracze Martineza może nie prezentowali się w La Liga jakoś wybitnie, ale na arenie międzynarodowej grali już całkiem całkiem i wyeliminował ich z Ligi Europy dopiero Manchester United. Na forach Barcy można było przeczytać spora liczbę wpisów, które ostrożnie sygnalizowały, że może to nie być tak łatwe spotkanie. I tak w rzeczywistości było.

Zaczęło się nieźle. Już w 23. minucie Antoine Griezmann zatańczył w polu karnym i podał piłkę do Lionela Messiego. Ten pięknie przymierzył po dalszym rogu i … były to miłe złego początki. Dawin Machis po dalekim wybiciu doprowadził do wyrównania i furii Ronalda Koemana. Chyba dobrze, że szkoleniowiec gospodarzy nie był przy linii bocznej boiska w 79. minucie, kiedy to po główce Jorge Moliny futbolówka wylądowała w siatce Barcelony. Tym samym piękna historia ratowania sezonu zaczynała się mocno komplikować. Ciężko było także kilka dni później, na boisku Valencii, gdzie o mały włos Nietoperze doprowadziłyby w końcówce meczu do remisu. Skończyło się jednak 3:2 dla gości i wszyscy czekali już na mecz, który miał rozstrzygnąć losy mistrzowskiego tytułu.

W kolejnej kolejce bowiem, do stolicy Katalonii przybywali gracze Atletico. Nic się jednak nie rozstrzygnęło, ani losy tytułu, ani nawet losy meczu. Bezbramkowy remis można było określić klasycznym stwierdzeniem, że z dużej chmury spadł bardzo, bardzo mały deszcz. A z deszczu zrobił się zimny prysznic, jaki zafundowali swoim kibicom gracze Barcelony w Levante. 10 lat temu Blaugrana świętowała tam swój kolejny tytuł. Tym razem nie było już tak wesoło. Znowu świetnie się zaczęło, bo na przerwę gracze Blaugrana schodzili z prowadzeniem 2:0. Potem jednak coś się zacięło i przeciwnicy doprowadzili do remisu 2:2, a potem 3:3. Sam Ronal Koeman nie był w stanie zrozumieć co zrobili jego podopieczni. O ile po pojedynku z Granadą mógł mocno posiwieć, to po meczu w Lewante powinien sobie rwać włosy z głowy.

 




Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.